Lewin Lewin
285
BLOG

Remuszko o Wyborczej - cz. 2

Lewin Lewin Polityka Obserwuj notkę 10

Rozwijam punkt pierwszy, o którym mówiłem w poprzedniej notatce:
1. Gazeta Wyborcza była tworzona jako gazeta całej opozycji a została zdominowana a potem faktycznie zawłaszczona przez Michnika i ludzi z nim związanych

Remuszko przedstawia sytuację tak:
W trakcie obrad Okrągłego Stołu ustalono, że opozycja będzie miała swoją gazetę. CAŁA opozycja, a przyjnajmniej ta, która zasiadła do rokowań z rządem. Strona rządowa miała zapewnić gazecie całą logistykę - drukarnie, papier, kolportaż (nie trzeba być znawcą branży, aby zrozumieć, że ta pomoc była warta dziesiątki milionów dzisiejszych złotych). I tą gazetą była GW.

Co oznacza powyższe?
1. Gazeta została uruchomiona z państwowych, czyli wszystkich obywateli, pieniędzy i zasobów.
2. Jej pozycja na rynku była wyjątkowa - była de-facto monopolistą na rynku gazet opozycyjnych. Miała bardzo duży kredyt zaufania w społeczeństwie, będąc urzeczywistnieniem tej wymarzonej przez lud gazety prawdziwie demokratycznej, reprezentującej CAŁĄ opozycję (było to w pierwszym numerze GW wyraźnie powiedziane). Przez długi czas była jedyną taką gazetą o takim zasięgu i nakładzie.
Przy tym punkcie chcę się na chwilę zatrzymać. Jak już zacząłem krytycznie patrzeć na Wyborczą to zadawałem sobie pytanie - dlaczego ja jej kiedyś z taką zażartością broniłem? Dlaczego tak bezkrytycznie przyjmowałem wszystko co jest tam napisane, co mówi Michnik? Czyżbym był aż tak głupi? I właśnie Remuszko daje na to odpowiedź. Nie umniejszając mojej głupoty, trudno nie pamiętać tego podniecenia w tamtych czasach (1989) i atmosfery jaka panowała wokół GW, tej oazy demokracji, tej jedynej prawdomównej gazety. I wiem, że nie byłem w tych odczuciach osamotniony. Pismo, którego redaktorem był super-inteligentny, super-bohater, męczennik, katowany tak bardzo, że zostały mu z tego kłopoty z wymową - Adam Michnik. Prorok, który wbrew innym wieszczył "Wasz prezydent - nasz premier". To że tak się stało, było kolejnym dowodem jego geniuszu.

Ta mocna pozycja na płaszczyźnie moralnej, przekładała się też na potężną nad innymi gazetami przewagę na płaszczyźnie rynkowej i ekonomicznej. Będąc jedyną wysokonakładową gazetą, reprezentującą demokratyczną opozycję, wyborcza sprzedaje się w setkach tysięcy egzemplarzy, które są opłacane żywą gotowką przez obywateli. I te wszystkie pieniądze idą do... no właśnie, gdzie?

Jak wyglądała kwestia własności? W wyniku ustaleń okrągłostołowych zostaje założona 3-osobowa spółka Agora (Wajda, Bujak, Paszyński). Ich wkład do spółki to są jakieś psie pieniądze, odpowiednik dzisiejszych kilkunastu złotych. Resztę daje państwo, czyli wszyscy obywatele.

I oto, 7.05.1990 do pracowników GW zostaje rozesłane pismo, które mówi, że zmieniła się struktura własnościowa firmy. że teraz udziałowcami będzie 19 osób między innymi Michnik, Łuczywo, Bikont. Wspomniano też o tym, że Agora nie przynosi zysku i spłaca jakieś kredyty. Wysłane przez Remuszkę oficjalne zapytanie o co wogóle chodzi, dlaczego, jakie kredyty - pozostało bez odpowiedzi. Zdaniem Remuszki, z punktu widzenia prawa handlowego przejęcie było legalne. Pozostaje jednak pytanie na płaszczyźnie moralnej - czy to rzeczywiście było uczciwe? Czy było uczciwe, że wąska grupa ludzi (wąska nawet w porównaniu z elitą ówczesnej opozycji) przejęła na własność wszystkie dobra materialne przekazane przez stronę rządową na gazetę opozycyjną.

W komentarzu do mojej poprzedniej notatki, Zdzisław Sztorm pisze:
Akcje Agory zostały podzielone pomiędzy aktualnych pracowników. Oczywiście to musi budzić frustracje osób, które szczególnie w pierwszych latach tworzyły GW całkowicie społecznie a potem poszły inną drogą. Trzeba pamiętać jednak, że gazeta ewoluowała od medium społecznego do produktu w pełni profesjonalnego i komercyjnego. To nie zrobiło się samo. W tej sytuacji zawsze znajdzie się duża grupa ludzi, którzy będą czuć się oszukani i wykorzystani (vide Bugaj).

Racja, ale jeżeli weźmie się pod uwagę ile osób czynnie brało udział w działalności opozycyjnej i w jakiej sytuacji materialnej jest dzisiaj wiele z nich, to jeżeli się to porówna z ponad miliardem złotych wartości akcji Agory które zostały rozdzielone pomiędzy wąską grupkę ludzi, to wątpliwości co do uczciwości tej całej transakcji nasuwają się same.
Co gorsza GW nie była gazetą całej opozycji ale bardzo szybko zaczęła prezentować wyłącznie poglądy jednej opcji, ośmieszając inne. Dowód? Weźmy chociażby pod uwagę kwestię lustracji. Czy lustracja jest potrzebna czy nie to temat do wielkiej debaty. Jest jednak (i było) wielu tuzów opozycji demokratycznej, którzy kategorycznie byli za lustracją. Tymczasem GW konsekwentnie stała na pozycji przeciwników lustracji. Co więcej GW bez żadnych skrupułów ośmieszała swoich przeciwników, którzy jeszcze niedawno walczyli z Michnikiem ramię w ramię po tej samej stronie barykady.

Wyglądałoby to może trochę lepiej, gdyby GW rzeczywiście była trybuną całej opozycji. Wtedy na uwłaszczenie możnaby spojrzeć tak - OK, macie swoją agorę, na której możecie się wymieniać poglądami. Ale żebyście mogli to robić, ktoś za kulisami musi odwalić czarną robotę - skorygować teksty, poskładać i dopilnować żeby wszystko było w należytym porządku i na czas. I za to im się coś należy. Ale tak nie było. Michnik ze swoją grupą od samego początku potraktował GW jako swoją własność i dał obywatelom do zrozumienia, że nic im do tego.
Gdyby Michnik chciał być uczciwy, być może zadbałby o większą otwartość wokół prywatyzacji GW. A tymczasem do dzisiaj nie wiadomo kto jest właścicielem Agory. Do dzisiaj też nie wiadomo na jakiej zasadzie wybrano 16 dodatkowych osób mających być właścicielami Agory. Nie było to tematem szerszej debaty publicznej. Redakcja GW na pewno ciężko pracowała, ale nie ona jedna. Wśród opozycji było wielu ofiarnych ludzi, którzy na pewno byliby gotowi poświęcić się prowadzeniu pierwszego demokratycznego pisma.
Gdyby Michnik chciał być uczciwy, nie niszczyłby medialnie, bez żadnych skrupułów nawet najwybitniejszych przedstawicieli opozycji, którzy mieli inną niż on wizję rzeczywistości i przyszłości (vide Herbert. Jak dla mnie jest to przykład jednego z najbardziej podłych i obrzydliwych sposobów niszczenia przeciwnika o jakim słyszałem. Na nieszczęście dla Michnika i jego grupy Herbert był zbyt wielki, żeby to się mogło w 100% udać).
No i przede wszystkim - gdyby Michnik, Łuczywo i inni chcieli być uczciwi - nawiązali by dyskusję z Remuszką i z innymi. Chcieliby jak najszybciej wyjaśnić sprawę prywatyzacji GW tak aby nie pozostały żadne niejasności. Tymczasem GW albo skazuje polemistów na niebyt albo podaje ich do sądu (przykład Maziarskiego i Fąfary). Był też jeden artykuł Żakowskiego (GW, 29.04.1994, "Zbudowaliśmy to sami"). Żakowski nie wypadł psu spod ogona, umie władać słowem, więc jego tłumaczenia brzmią rozsądnie. Poza tym, pisze o ustaleniach okrągłostołowych, przy których ja osobiście nie byłem, więc nie mam wystarczającej wiedzy by go przyłapać na kłamstwie. Ale jeden fragment naprawdę zgrzyta:

"Kiedy sytuacja się ustabilizowała, autorytety słusznie uznały, że ich wielkie nazwiska nie muszą już "Gazety" chronić. Rolę honorowych (bo nie mających prawa do żadnych materialnych korzyści) wspólników przejęli ludzie tworzący trzon zespołu."


Skoro nie mieli prawa do materialnych korzyści, to jak to się stało, że po wejściu Agory na giełdę Michnik, Łuczywo, Rapaczyńska stali się posiadzaczami akcji wartych miliony złotych, wartych tyle, że Łuczywo znalazła się na liście najbogatszych Polek?

W następnej notatce rozwinę punkt 2 - Dziennikarze nie są czwartą władzą ale de facto pierwszą co w połączeniu z faktem, iż nie są oni wybierani w demokratycznych wyborach, czyni ich bardzo dużym zagrożeniem dla demokracji i wolności słowa.

Lewin
O mnie Lewin

Taki sobie zwykły szary obywatel...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka